Na zakończenie jednych z zajęć w zeszłym semestrze napisałam tekst, który teraz ma szansę na publikację w instytutowym czasopiśmie. Jest to dla mnie bardzo duże zaskoczenie, że moja praca została przez kogoś aż tak wysoko oceniona. Oczywiście pojawiają się myśli typu "fajnie by było, gdyby...", ale nie oszukujmy się, tekst pisany na zaliczenie semestru jest często tekstem pisanym na ostatnią chwilę. O ile na drugim roku, nie mając jeszcze odpowiednio wyrobionego warsztatu, można przymknąć na niektóre kwestie oko, to chcąc pójść gdzieś wyżej trzeba już zadbać o dobrą jakość. Na szczęście jest ktoś, kto czuwa i najzwyczajniej w świecie wymaga. I dobrze, bo teraz po dłuższej przerwie i powrocie do pierwszej wersji tekstu byłoby mi najzwyczajniej w świecie wstyd, gdyby wyszło
coś takiego.
Ta wersja na obecną chwilę wydaje mi się lepsze, choć zapewne również pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Tak czy inaczej już sama informacja o możliwości publikacji jest bardzo pozytywnie budującą. Tak samo jak i ponowna praca z tekstem, która do łatwych nie należała. O tym dlaczego napiszę wkrótce. A teraz zapraszam do poprawionej wersji tekstu:
Siódma
edycja Festiwalu Wysokich Temperatur zafundowała swoim gościom moc gorących emocji.
Grono znakomitych artystów, zajmujących się ceramiką, rzeźbą oraz szkłem,
prezentowało swoje umiejętności tworząc na oczach widzów prawdziwe dzieła. Równie
dużą atrakcją okazała się możliwość sprawdzenia własnych sił na licznych
warsztatach towarzyszących imprezie. Jedynie pogoda nie sprzyjała
organizatorom, którzy ostatecznie postanowili przełożyć kilka plenerowych pokazów
na inny termin.
Pomimo tych drobnych braków na gości
czekało mnóstwo atrakcji. Jedną z nich był pokaz Piotra Makały, który
zaoferował gościom wgląd w procesu tworzenia rzeźby ze stali, prezentując sposoby
kształtowania jej na zimno. Inną techniką posłużyła się angielska grupa Metal
Monkeys, która wykonała bardzo ciekawy performance rysowania w płynnym żeliwie.
Tworzywo to wykorzystała również w odlewie rzeźby, do której formę przygotowała
chwilę wcześniej. Odlew ten stał się główną atrakcją drugiego z trzech dni
festiwalu.
Mnie jednak najbardziej interesowała ceramika i to głównie
ze względu na nią wybrałam się na festiwal. Pierwszą rzeczą, która przykuwała
wzrok po wejściu do pracowni były czarki na herbatę. Kilkadziesiąt małych dzieł
sztuki. Każda odmienna od pozostałych. Wszystkie piękne i precyzyjnie wykonane
z kruchej porcelany, barwne i zdobione rozmaitymi motywami. Jako prace
konkursowe poddane zostały ocenie nie tylko specjalnie utworzonej do tego celu
komisji, ale również szerszej publiczności, na udział której Festiwal Wysokich
Temperatur jest otwarty.
W dalszej części pracowni odbywał się pokaz tworzenia
monumentalnej rzeźby z gliny pod kierownictwem Michała Puszczyńskiego.
Przyzwyczajona do mniejszych, ale bardziej wymyślnych i dekoratorsko
ciekawszych form, w pierwszej chwili poczułam rozczarowanie. Dopiero po pewnym
czasie, wraz ze wzrostem powstającego właśnie dzieła, dotarło do mnie jakie
umiejętności trzeba mieć, żeby zbudować rzeźbę tak wielkich rozmiarów. Ile
odbytych wcześniej prób, osiągniętych sukcesów, poniesionych porażek oraz
znajomości medium, z którym się pracuje trzeba posiadać. Trudnością tego
przedsięwzięcia był fakt, że pracowało przy nim jednocześnie wiele osób. O ile
jednemu człowiekowi, mimo rozciągnięcia w czasie, łatwiej jest kontrolować
efekty swojej pracy, o tyle trudniej jest nadzorować poczynania całego zespołu.
Niełatwym zadaniem jest również przekazanie swojej wizji, którą chce się
otrzymać w efekcie końcowym. Patrząc na powstającą rzeźbę, która harmonijnie rosła w oczach,
coraz bardziej porażając publiczność swoimi rozmiarami, myślę, że panu
Puszczyńskiemu udało się przezwyciężyć wszystkie te trudności. O powodzeniu
przedsięwzięcia zaświadczyć mogą również powstałe już wcześniej, obecne w
pracowni inne dzieła wykonane w podobnym stylu.
Sama glina jest materiałem niezwykle wdzięcznym, jak i
zarazem bardzo wymagającym. Kiedy dobrze się ją już pozna, otwiera przed
człowiekiem świat nieskończonych możliwości, ograniczony jedynie ludzką
wyobraźnią. Żeby tworzyć rzeźby z gliny potrzebny jest zmysł przestrzenny oraz
znajomość przynajmniej kilku zasad konstrukcyjnych. Pomagają one w wyobrażeniu
sobie przyszłego dzieła funkcjonującego już w przestrzeni i pozwalają dobrać
odpowiednie rozwiązania konstrukcyjne, aby móc osiągnąć zamierzony cel. Podczas
tworzenia dzieła, w glinie w każdej chwili można wyciąć nadmiar lub dokleić
jakiś potrzebny fragment, zmieniając tym samym cały charakter powstającej
konstrukcji albo nadając mu ostateczny kształt.
Natomiast zupełnie nowym i
fascynującym odkryciem był dla mnie proces tworzenia w szkle. W jej pracowni
czeska ekipa czarowała swoimi umiejętnościami. Wystarczyła zaledwie krótka
chwila, by dać się uwieść tej pozornej prostocie tworzenia zachwycających
rzeźb. Rozgrzane szkło to masa niezwykle plastyczna, a lekkość z jaką posługują
się nią wprawni rzemieślnicy przywodzi na myśl dziecinną zabawę. Przy użyciu
szczypiec, nożyc i kilku innych narzędzi artyści ze sprawnością, w zaledwie kilka
chwil tworzyli kolejne elementy figury. Ostatecznie przybrała ona kształt kruka
z rozpostartymi skrzydłami, sadowiącego się na czaszce. Już po jedynie kilku
tylko wprawnych dotknięciach artysty, dało się rozpoznać zdecydowane kształty
skrzydła, jednak efekt końcowy potrzebował jeszcze czasu i dopracowania
szczegółów.
Po ukończeniu bardziej wymagającej rzeźby nadszedł czas na
coś prostszego. Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki z kolejnego kawałka
płynnego szkła powstała smukła figura kota. Gładkość szklanej powierzchni
uwypuklająca krągłości zwierzęcej sylwet, od razu przywodzi na myśl całą subtelność
jaką się ono charakteryzuje. Podczas, gdy część czeskiej ekipy oddawała się
wydobywaniu gracji tkwiącej w formowanym przez siebie kawałku materii, jeden z
jej członków, ku ogromnej uciesze zebranej publiczności, stworzył mały zastęp
miniaturowych świnek z rozkosznie kręconymi ogonkami. Największy zachwyt
okazywały dzieci, które tłoczyły się przed artystą z nieskrywaną nadzieją na
możliwość przygarnięcia jednej z nich. Cóż, sama mniej lub bardziej świadomie
trzymałam kciuki licząc na taki dar. Stojąc tak i obserwując tę pozornie lekką
zabawę plastyczną masą, jedynie rozgrzane do czerwoności szkło i buchające
ogniem piece przypominały, o tym że nie jest to zwykła dziecinna igraszka, lecz
ciężka i niebezpieczna praca.
Sam Festiwal Wysokich Temperatur nie ograniczał się jedynie
do pokazów doświadczonych już artystów. Dla gości przewidzianych zostało wiele
ciekawych atrakcji. Organizatorzy przeprowadzili kilka konkursów, a
zainteresowane osoby mogły wziąć udział w akcji EMPTY BOWLS, z której zebrane
środki przekazane zostały na cele charytatywne. Każdy mógł spróbować swoich sił,
na przykład odlewając małe figury aluminiowe z własnoręcznie przygotowanych
wcześniej form lub tocząc na garncarskim kole gliniane naczynia.
Patrząc na zainteresowanie malujące się na twarzach gości
oraz na skupienie i radość na twarzach artystów, wyczuć można było przyjemność
płynącą z aktu tworzenia. Widok powstającego dzieła potrafi wzbudzić w jego
twórcy ogromną radość i przyjemność. Spełnienie przypominające uczucie ekstazy.
Artysta wzrasta wraz ze swoim dziełem, a jego ukończenie ukoronowane jest dumą
i satysfakcją. Wytwór naszych własnych rąk zawsze budzi największą radość.
Radość, którą można podzielić się również ze świadkami procesu tworzenia, co właśnie
miało miejsce na Festiwalu Wysokich
Temperatur.